Niespodzianki
Nie sądziłam, że wrócę z Brukseli w iście "szampańskim" nastroju :D Tym bardziej, że złotego płynu z bąbelkami zabrakło ;) No nie licząc tej degustacji na miejskim rynku. Ale humorek dopisuje mimo to, że mamy już 7 stycznia. Oj trzyma, trzyma! Powiedzieli by co niektórzy ha ha. To podobno przesąd - jaki pierwszy dzień Nowego Roku, taki cały rok - ale jak by już tak miało być, to nie mam nic przeciwko. Naprawdę! Wprawdzie dopadł mnie jakiś zimowy wirusek, ale mniejsza o to - stan ducha wzrasta w optymizm. Generalne podsumowanie roku na tematy egzystencjalne nie wyszło tak szokująco jak rok temu, więc "aj soł hepi". Realistycznie, z nutką nostalgii, sentymentu, melancholii (chcąc nie chcąc - kobiety już tak mają - rozpamiętują).
Po głowie chodzi mi postanowienie sprzed pół roku. Prawo jazdy. Cieszę się, że udało mi się je zrealizować. W 99%, ale jednak. Egzamin przede mną. Obym tylko nie wjechała na tą białą linię na placu, cofając do tyłu [sic!]. Lekko się tym stresuję. Poprzeczka wysoka - bo wszyscy w około zdają za pierwszym razem. "Pomożecie?"
Macie jakieś postanowienia noworoczne? Wiem, wiem brzmi jak oklepany wierszyk przedszkolaka, ale może tym razem się uda. Ja jeszcze nie wymyśliłam. Wpadło mi do głowy by się wziąć porządnie za naukę jakiegoś języka obcego, ale troszkę jestem za leniwa :D Już lepiej postanowię coś prostszego by dalej wzrastać w optymizmie, że mi się chociaż udaje ;)
Ps. i jeszcze mi się przypomniała Briget Jones. Ona tak fajnie podsumowała swój miniony rok:
"Ilość spalonych kalorii: 0Ilość byłych facetów: 1
Ilość zdobytych narzeczonych: 1"
Komentarze (1):
podoba mi się ten bilans :)a.
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna