niedziela, 2 sierpnia 2009

Wyjaśnienia do dwutysięcznika :)



Ostatnio po głowie chodzi mi ciągle jedno miłe zdarzenie. Takie naprawdę uszczęśliwiające i motywujące. Konkret: Kopa Kondradzka. Kilka dni temu pisałam o "rudych wierchach" - i muszę się lekko powtórzyć :)

Po pierwsze tamten dzień był bardzo miły ze względu przyjazdu Justyny, która spędza wakacje 70 km od Zakopanego i "będzie odbierać poród". Około południa postanowiliśmy podbić przełęcz kondratowską, ewentualnie wejść na Giewont lub podbić pobliską dolinę. Gdzieś na półmetku drogi na przełęcz czułam, że nie mam płuc :D Dość częsty objaw ostatnich dni heh Metodą 10 kroków i kilka chwil na oddech dotarliśmy do polany. Widok wspaniały: po prawej, kilka chwil dreptania - szczyt Giewontu, za nami w dole - skały i las iglasty, przed nami - wąska i stroma ścieżka do Hali Kondratowskiej, prowadzącej do Kalatówek (i Pustelni Brata Alberta - ale o tym next time) - ścieżka wiła się w dół niczym żmija w piasku. Natomiast po prawej stronie widoczna była skarpa Kopy - niby nic wielkiego, ale nieśmiele założyłam sobie, że w końcu wejdę na jakiś dwutysięcznik Tatr :) Będąc w tym samym miejscu dwa lata temu i wspinając się na Giewont wymyśliłam sobie, że trzeba wejść na Kopę. Wydawała się taka bliska i łagodna...

Udało mi się namówić Dżastę i Ewę by weszły ze mną na ten upragniony dwutysięcznik. Chyba też dały się zwieść złudzeniu tej bliskości i łagodności Kopy. Z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy i opuściliśmy naszych leniwych chłopaków:p widać było dwa niewielkie, łyse wzniesienia - jeden bliżej - mniejszy i drugi dalszy - wyższy. Założyłyśmy, że ten drugi to właśnie Kopa. Zaczęłyśmy wspinaczkę. Na przemian robiło się mega zimno, a potem strasznie gorąco. Metoda 10 kroków zaczęła działać po kilku minutach :D Czasami pod pretekstem zrobienia fotek pięknemu krajobrazowi bądź kępom kwiatków. Trochę poruta iść bez plecaków i zatrzymywać się co chwilę prawda? :) Gdy inni biegną ku górze z plecakami turystycznymi i szybko znikają za pierwszym wzniesieniem.

Po podejściu na drugie wzniesienie, przestało być już w ogóle różowo. Wiało nieziemsko, a mnie nawiedziła niepokojąca myśl: ludzie wspinają się na drugie, wyższe (ostatnie?) wzniesienie i... o dziwo znikają w dół, a na szczycie Kopy (?) nie pozostaje nikt. Hm... Ok. Idziemy dalej. Jesteśmy na górze. Nie jesteśmy na Kopie... Zrobiło się naprawdę kryzysowo - przed nami widniał dwa razy większy szczyt, na którym stał słupek graniczny oraz drogowskazy, pomijając oczywiście turystów... Ewidentnie Kopa. Idziemy dalej? Ani mi, ani Justynie już się nie chciało. Jednak we mnie obudził się duch zdobywcy. Pomyślałam, że skoro jestem tak blisko, to nie mogę już zrezygnować, muszę wejść!!! Głupstwem byłoby wdrapać się aż tutaj, po czym gdy już widzę, że jestem naprawdę blisko, zejść w dół bez próby zdobycia tej góry. Byłoby mi naprawdę żal, że nie weszłam. Poza tym każdy górski szlak traktuję jako pewne wyzwanie, prawdę o samej sobie: jeżeli dam radę, przezwyciężę zmęczenie, a czasami nawet ból, to znaczy, że jestem w stanie wiele znieść, że jestem wytrwała i dążę do celu mimo przeciwności. Widzę start i metę, nie zdobycie wyznaczonego celu, to pewna porażka. Nie lubię porażek.

Co mogłyśmy zrobić w takiej sytuacji? Wdrapałyśmy się na sam czubek Kopy. Ja pierwsza. Niczym żółw lub dromader - zawieszona tuż nad ziemią i dysząca jak stara, parowa lokomotywa :D (Uwaga tu następuje moment kulminacyjny). Podnoszę głowę. Nie wierzę własnym oczom. Jestem na ponad 2000 m n.p.m i widzę Ichtis`a!!!!!!!!!! Zapominam o zmęczeniu. Krzyczę do Dżasty: - Zoooooooooooobacz! Łaaaaaa! Ichtis!!! Jaaaa! Nie mogę! Leciuchno zachowuję się jak wariatka. Podskakuję, pokazuję palcem na chłopaka, który ma na sobie żółtą, tegoroczną koszulkę z Dni Młodych z logiem Ichtis`a.

Podsumowując: jestem w Zakopanem, w Tatrach, na granicy ze Słowacją, na Kopie Kondrackiej (2005 m) i widzę zachwycające zjawisko: naszego fisha :):):) Nic dodać, nic ująć. Czuje się wspaniale. No i jeszcze... ahhh Dżasta, ciągle nie mogę przestać o tym myśleć :)


Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna