![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLWL_sR25G9QRxMgFn6m8v9KeqxhZW2iEJZRJKVUy19H7ENBWyYoh9lbGWWAzl_EKXSDLQDB4KIzTbvunYlcDxRD-Awo7hwbW6Gq7O8mKr8X33qX80DNkvx5yI_QRwo-CRmuN586HgR4EU/s320/wtire.jpg)
W czasie każdej sesji zastanawiam się co jest ze mną nie tak? Jestem jakimś nietypowym okazem studenciny. Nie pije kawy, nie uczę się po 22, w ogóle nie jestem w stanie poświęcić wiele czasu na edukację, bo mi się umysł męczy szybko :p Gdy nie umiem NIC - nie jadę na egzamin wcale. Do reszty podchodzę bezstresowo :D No może poza egzaminami z całego semestru, które trwają dokładnie 5 minut (tak tak 300 sekund) i ani chwili dłużej! Wtedy mam wrażenie, że zanim przeczytam pytania to będę musiała oddać kartkę... Aaaa i lubię egzaminy ustne (przez pana M. zwane oralne - bo "oral" z ang. znaczy ustny:D ofkors każdy to wie:D), bo wychodzę z założenia, że to szybsza metoda, bez czekania np. tydzień na wyniki pisaniny, a i pytania są zawsze indywidualne :) ...ojć przegięłam tekstowo ;)
Właściwie to chciałam Wam napomsknąć, że sesję u mnie można uważać za oficjalnie otwartą. Pierwsza "pięciominutówka" zaliczona:) juuuuuhu! Do boju studencie! Mam nadzieję 6 lutego być już far far away i chillout posesyjny! Mmm:)
...a niektórzy mają ferie.
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna