czwartek, 29 stycznia 2009


Jeszcze dwa! Egzaminy dwa! Jak to jest - gdy się czegoś obawiam to wychodzi mi bardzo dobrze, a gdy podchodzę na lajcie to jakoś się nie udaje? Nie lubię znać pytań, bo wtedy zapominam odpowiedzi.

Od przystanku do przystanku (tak, tak - nadal poruszam się ZDiTM:/) - piękna zima! Drzewa takie bajkowe :) Zamrożone, zatrzymane. Najwspanialsze te "płaczące". Przy tym nie jest ślisko, można chodzić, podziwiać i nie obawiać się o własne życie, które staje przed oczami gdy sunie się kilka metrów w różnych pozach na chodniku lub jezdni. Takie sporty ekstremalne w drodze na autobus. Nevermind. Taka zima jak na załączonym obrazku jest piękna! Wpadł mi do głowy pomysł fotografii, ale dziś czasu mi na to nie starczyło. Zanim uporałam się z tym, co miałam zrobić było już ciemno. Nie pozostało nic jak trip na Galaxy i powrót do domu. A w domu jak w domu...

Jeszcze marzył mi się studencki czwartek, ale poza Dexiem nikt nie wykazywał entuzjazmu. Dąbie City musiało mi wystarczyć ;)

Ps. ale pomysł fotografii zimowej się mnie jednak uczepił:) Może jutro? I potem galeryjka dla Was na pewno będzie na fish`u :) Obiecuję :)

wtorek, 27 stycznia 2009

Półmetek

Jestem gdzieś mniej więcej w połowie mojej sesji - jeszcze trzy egzaminy i hajlajf :):):) Zamiast myśleć o tym, jaka edukacja mnie okrutna czeka, to wolę pomarzyć o feriach i pobujać w obłokach. Dziś wprawdzie ledwo mam siłę oddychać i nie ma siły, która zmusi mnie do pracy i edukacji! Jak to mówili na szkoleniu - czarna godzina miniprojektu. Ale teraz miniprojektem jest moja sesja...wcale nie takim mini jak na to patrzę.

Pozasesyjnie:
"Jest coś takiego, że budzisz się rano i wiesz , iż ten dzień będzie niesamowity. Jakaś siła rozpiera cię od środka i wszystko jest jakieś inne. " R. Szymkowiak

...to nie obłoki, to te iście nieziemskie brązowe oczy.

czwartek, 22 stycznia 2009

Sesja Time

W czasie każdej sesji zastanawiam się co jest ze mną nie tak? Jestem jakimś nietypowym okazem studenciny. Nie pije kawy, nie uczę się po 22, w ogóle nie jestem w stanie poświęcić wiele czasu na edukację, bo mi się umysł męczy szybko :p Gdy nie umiem NIC - nie jadę na egzamin wcale. Do reszty podchodzę bezstresowo :D No może poza egzaminami z całego semestru, które trwają dokładnie 5 minut (tak tak 300 sekund) i ani chwili dłużej! Wtedy mam wrażenie, że zanim przeczytam pytania to będę musiała oddać kartkę... Aaaa i lubię egzaminy ustne (przez pana M. zwane oralne - bo "oral" z ang. znaczy ustny:D ofkors każdy to wie:D), bo wychodzę z założenia, że to szybsza metoda, bez czekania np. tydzień na wyniki pisaniny, a i pytania są zawsze indywidualne :) ...ojć przegięłam tekstowo ;)

Właściwie to chciałam Wam napomsknąć, że sesję u mnie można uważać za oficjalnie otwartą. Pierwsza "pięciominutówka" zaliczona:) juuuuuhu! Do boju studencie! Mam nadzieję 6 lutego być już far far away i chillout posesyjny! Mmm:)

...a niektórzy mają ferie.

środa, 21 stycznia 2009

Ferie, ale nie dla wszystkich...

Minęło zaledwie kilkanaście dni, a uczniowie szkół znowu mają wolne. Ferie zimowe, choć zimowe tylko z nazwy pasuje, bo o ile jest dość mroźno na dworze, o tyle niestety szaro. Wielka szkoda, bo jak wspominam swoje ferie, z lat szalonego dzieciństwa i bycia nastolatką, zawsze były one białe!

Jednak ferie nie dla wszystkich są frajdą. Część uczniów zostanie w domach i nigdzie nie wyjedzie, ale i na domową nudę są niezawodne sposoby.

Jakie? – zapytacie.

Odpowiedź jest banalna – wystarczy grupa niezawodnych przyjaciół, burza mózgów i świetne pomyły same wpadają do głowy. Poza tym jest karnawał, który większego komentarza nie potrzebuje. Młodzi do dzieła!

Jednak nie wszyscy mogą się cieszyć urokiem zimowych ferii. Najbardziej zawiedzeni (póki co) są studenci, dla których zaczął się czas ostrego przygotowania do sesji, zdobywanie zaliczeń, nieprzespane noce, zakuwanie do rana i zamiana kubków z kawą, na świeżą. Doskonale znam ten ból (to już moja 5 sesja – z poprawkowymi 9 – uroki studiów), ale mimo tej „gonitwy – za ocenami”, czy jak kto woli, „żeby zdać” to jest piękny czas. I chyba nie zamieniłabym go na żaden inny.

Myśląc o wakacjach (mimo wszystko, człowiek chciałby odpocząć) i z książkami i notatkami na podłodze – życzę powodzenia.

środa, 7 stycznia 2009

Niespodzianki

Nie sądziłam, że wrócę z Brukseli w iście "szampańskim" nastroju :D Tym bardziej, że złotego płynu z bąbelkami zabrakło ;) No nie licząc tej degustacji na miejskim rynku. Ale humorek dopisuje mimo to, że mamy już 7 stycznia. Oj trzyma, trzyma! Powiedzieli by co niektórzy ha ha. To podobno przesąd - jaki pierwszy dzień Nowego Roku, taki cały rok - ale jak by już tak miało być, to nie mam nic przeciwko. Naprawdę! Wprawdzie dopadł mnie jakiś zimowy wirusek, ale mniejsza o to - stan ducha wzrasta w optymizm. Generalne podsumowanie roku na tematy egzystencjalne nie wyszło tak szokująco jak rok temu, więc "aj soł hepi". Realistycznie, z nutką nostalgii, sentymentu, melancholii (chcąc nie chcąc - kobiety już tak mają - rozpamiętują).

Po głowie chodzi mi postanowienie sprzed pół roku. Prawo jazdy. Cieszę się, że udało mi się je zrealizować. W 99%, ale jednak. Egzamin przede mną. Obym tylko nie wjechała na tą białą linię na placu, cofając do tyłu [sic!]. Lekko się tym stresuję. Poprzeczka wysoka - bo wszyscy w około zdają za pierwszym razem. "Pomożecie?"

Macie jakieś postanowienia noworoczne? Wiem, wiem brzmi jak oklepany wierszyk przedszkolaka, ale może tym razem się uda. Ja jeszcze nie wymyśliłam. Wpadło mi do głowy by się wziąć porządnie za naukę jakiegoś języka obcego, ale troszkę jestem za leniwa :D Już lepiej postanowię coś prostszego by dalej wzrastać w optymizmie, że mi się chociaż udaje ;)

Ps. i jeszcze mi się przypomniała Briget Jones. Ona tak fajnie podsumowała swój miniony rok:
"Ilość spalonych kalorii: 0
Ilość byłych facetów: 1
Ilość zdobytych narzeczonych: 1"

sobota, 3 stycznia 2009

Zdziwienia

Wiecie jakie my mamy szczęście? My - młodzi, polscy chrześcijanie??? Zaraz Wam opowiem. Niesamowita historia.

Scenka coś w deseń - rodzinny, świąteczny obiad. Szóstka małych dzieci wokół stołu, dość młode małżeństwo i pięć szalonych dziewczyn ze Szczecina "w wieku poborowym" ;). Mimo palącego się kominka - chłód, ale całkiem miło - bo panuje miły hałas a choinka, która stoi koło okna ma chyba z 4 metry. Wspomniane "poborowe" czują świąteczny klimat, reszta to belgijska rodzinka mieszkająca w środku lasu, na farmie, ok. 40 km od Brukseli. Do najbliższego kościoła mają jakieś 10 km - z resztą nie wiem czy katolickiego. Ale słuchajcie tego:

Belgowie: - Mamy jedną Mszę Świętą na dwa tygodnie.
Polki: - ?????!!! Dwie w miesiącu? (z niedowierzaniem, bo słuchając w innym języku można się pomylić prawda?)
B: - Tak. (Bez zdziwienia). A u Was ile jest?
P: - hm... (Marta liczy: raz, dwa, trzy....itd.). Osiem. W niedzielę.
B: - Łaaaaał! (Oni w szoku). I to wszystko odprawia jeden ksiądz?
P: - ? (My znowu zdziwione - o co im chodzi?) Nie. W parafii mamy czterech księży.
B: - Łaaaaaaaaaaaaaał! (Dłuższe i wznioślejsze niż poprzednio).
B: - U nas jest jeden ksiądz na trzy-cztery parafie...

To co? Mamy jednak niesamowite szczęście!