piątek, 28 sierpnia 2009

Nieba czar

Tak sobie chodze różnymi drogami w różne to miejsca, robiąc czasem małe przerwy. Lubię się zatrzymać, spojrzeć i westchnąć w strone nieba. Szczególnie kiedy słońce ma się ku zachodowi. Tam tak wiele się dzieje. Leniwie i beztrosko płyną kolorowe chmury. Chmury, chmurki i chmureczki jedna inna od drugiej. Mmmm rozmarzyłam się w obłokach bujając:)
Prawda, że warto?


Czasem nawet Ktoś za chmur spogląda.
Uważajcie co czynicie, miejcie się na baczności..... :-)
"Wielki Szef" patrzy i wszystko widzi ;-)

czwartek, 27 sierpnia 2009

Grand Press Photo 2009

Przemogłam się i wybrałam się do muzeum. Wiem, wiem - brzmi niezwykle nudno, jak bym już naprawdę nie miała, co robić i przy napływającej fali monotonii dobiła do portu "muzeum". Ostatni raz zwiedzałam tego typu przybytek chyba we wczesnej klasie podstawówki. W ogóle zwiedzanie kojarzy mi się z nudą.

Korzystając z zaproszenia odwiedziłam jednak szczecińskie muzeum :) Było naprawdę fajnie. Kierunek: wystawa Grand Press Photo 2009. Przybyłam, zobaczyłam i mogę polecić! Zdjęcia warte obejrzenia w dużym formacie. W sali na piętrze jest 170 finałowych zdjęć tegorocznego konkursu (właściwie 169, bo Tuska zdjęli...). Nie ma tłumów, można spokojnie przejść przez wszystkie fotki, poczytać opisy, zastanowić się lub rozkoszować pięknem :) Niektóre zdjęcia są naprawdę mocne! Ciarki mnie przechodziły przy fotoreportażu z Gruzji. Inne są zaskakujące - np. wieczór kawalerski rodem z Kac Vegas w zabytkowym wagonie tramwajowym. Wiele pięknych ujęć, wiele wstrząsających. Warto zobaczyć tą wystawę.

Przeszłam jeszcze z Ewą do "afrykańskiej wioski" i innych wystaw. Ta pierwsza jest po prostu super! Można nawet wejść do dwóch afrykańskich domków:) Największe wrażenie wywarły na mnie jednak afrykańskie maski rytualne. Groza w oczach :D Chyba jeszcze kiedyś tam uderzę :)

Aha i polecam jeszcze wieżę muzealną, można się wdrapać i z czterech stron podziwiać Szczecin :)


niedziela, 23 sierpnia 2009

życia proza

Każdy z nas jest artystą - poetą i pisarzem
Każdego ranka i wieczora powstaje życia proza
Powstaje księga życia
Historia ludzkiego istnienia
Własna, osbista nasza książka
O setkach i tysiącach stronic, dziesiątkach rozdziałów i podrozdziałów
Księga naszego życia
Pisania w każdej życia dobie
O każdej porze dnia i nocy, w trudzie dnia codzienengo powstaja kolejne jej stronice

W ręku piórem?
los srogi
Tuszem?
Ból i radość
Łzy i uśmiech
nienawiść i miłość
Tęsknota, żal i gniew
Zachwyt i nadzieja

Tekstem?
Odejścia i powroty
Rozstania i przyjaźnie
Wędrówki życiowymi szlakami w słońcu i nieba błękicie
Pódróże w czasie burz, wichrów i sztormów
Nieustająca pielgrzymka

Ilustracjami?
Codzienność i tajemniczość człowieka
Jego wewnętrzny krajobraz
Nietknięte równiny
Wąwozy milczenia
Ukryte ogrody

Numerami stron?
Kolejne godziny, dni
Tygodnie i lata

Księga
Własnym życiem stworzona
Jej końcem, kres ziemskiego istnienia
Obłożona wyjątkowością ludzkiego wnętrza
Całą zdobiona marzeniami i pragnieniami.

piątek, 21 sierpnia 2009


Boże użycz mi pogody ducha
abym godził się z tym czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.


czwartek, 20 sierpnia 2009

Krzyś&Weronika

Po raz drugi zostałam ciocią! :) Bocian przyniósł Weronikę :) Urodziła sie długa (54 cm), nie za ciężka (3320) i włochata (widać na załączniku hehe) o drugiej w nocy z piątku na sobotę. Słowem: weekendowa dziewczyna ;) Nic tylko gratulować mojemu kochanemu kuzynowi, który jak by nie patrzeć zaczyna mi już ostro wypominać: "teraz Twoja kolej", albo "pobawiłbym się na jakimś weselu" ;) Dobrze, że ma się czym teraz zajmować, to może zapomni o "wypominaniu" mi hehehe

Na focie: dumny, starszy brat - Krzyś pięciolatek - trzyma swoją maleńką siostrzyczkę, która: "nareszcie jest w domu"! :)


środa, 19 sierpnia 2009

Weekend - nadmorsko i morsko.
Ostatnie dwa dni - lekko szalenie.
Wstaję, idę lub do warsztatu i na siłę szukam sobie zajęcia. Nie żebym nagle poczuła w sobie jakieś dotąd nieodkryte pokłady energii, którą muszę wyzwolić w grzebaniu przy samochodach... Taka tam historia. Zwykłe "love story" można by rzec. Niby kleję swoją lampę, a przez bok samochodu patrzę w sąsiednią bramę... Jakby miał się z niej wytoczyć szczęśliwy los ze skreśleniami "na sześć" w dzisiejszego totka.

Czasami spotykam ludzi, z którymi samo przebywanie, bycie w ich towarzystwie sprawia mi przyjemność. Może to dziwnie brzmi - "przyjemność" brzmi jak coś egoistycznego, więc lepiej by było napisać "radość". Ale to wszystko zawiera mi się w jednym... :)

Do jutra. Mam nadzieję :)

czwartek, 13 sierpnia 2009

Atmosfera tymczasowości


Mieszają się we mnie wszystkie uczucia. Panuje lekkie zawieszenie. Czasami myślę o ludziach, których już nie ma, których już nigdy nie zobaczę gdy obudzę się rano... Zastanawiam się z jaką lekkością ludzie opuszczają ten świat. Wczoraj byli, a dzisiaj stają się wspomnieniem. Chciałabym poczuć ich obecność, dotknąć lub chociaż zobaczyć ich uśmiech na twarzy. Uniesione kąciki ust. Mogą być bez słowa. Rozglądam się wokół, ale ich tu nie ma... Smutek.

Potem myślę o tym, co dobrego spotkało mnie podczas ostatnich kilku dni. Jakie wielkie szczęścia na mnie wpadły. Znienacka zderzam się z porywającą mnie falą radości. Euforia. Zapiera mi dech w piersiach, serce wali jak szalone, nie mogę się skupić, nie mogę spać. Aż boję się rozglądać wokół, żeby to nie zniknęło.

Myślę, że szczęście jest w naszych rękach. Trzeba mieć silne "łapy", żeby je złapać.

środa, 5 sierpnia 2009

Filemonek

Od wczoraj pod moim dachem mieszka uroczy samczyk :) Nie jest za wysoki, ani nie ma niebieskich oczu, daleko mu też do opalonego bruneta, ale... jest uroczy. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia (no cóż, taka już jestem nieco kochliwa;).

Zajął miejsce po mojej prawicy. Widzę czasami jak zerka ukradkiem w moją klawiaturę i ekran starając się odsztyftować, to co piszę. Ale poza tym jest bardzo grzeczny. Delikatnie szepnie od czasu do czasu czułe słówko...

Wiem, już o nim kilka istotnych rzeczy, np. lubi wylegiwać się w cieniu i chłodzie, dużo pije... Przedstawiam Wam Filemonka (albo Stefanka - jeszcze się nie zdecydowaliśmy):



poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Górskie wędrowanie

Góry oczyszczają i wymagają oczyszczenia.
Góry oczyszczają z egoizmu i samolubstwa z zarozumialstwa, pychy.
Góry stanowią wspaniały teren do zdobywania wierności w szukaniu.
Góry uczą szukania, uczą cierpliwości.
Oczyszczają z egoizmu, gdy trzeba się dzielić kawałkiem chleba, czy kostką cukru, lub gdy trzeba zrezygnować z własnych planów, by ratować drugiego, często nieznanego człowieka.
Człowiekiem gór nie jest ten, który umie i lubi chodzić po górach, ale ten który żyć w dolinach.
Gdy człowiek czuje się jak karzeł wobec ogromu gór i gdy poznając samego siebie, swoje wnętrze, swoje możliwości, swoją niewystarczalność, zdobywa krok za krokiem jedną z najcenniejszych cech ludzkich - pokorę, która zdobyta w górach, potem owocuje w dolinach
Właśnie wtedy kiedy na pytanie:
po co, chodzisz po górach?, jesteś zakłopotany i nie wiesz, co odpowiedzieć,
to właśnie wtedy dajesz dowód, że szukasz NIEZNANEGO.

Tekst znaleziony w pustelni Brata Alberta



Wakacyjne wędrowanie wśród zieleni, błękitu nieba i górskich szczytów dobiegło końca. To co dobre i miłe, co sprawia nam przyjemność szybko mija. Chodź z gór już powróciliśmy to nadal nie przestajemy wędrować. Teraz idziemy życiowymi szlakami przez góry i szczyty codziennych spraw.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Wyjaśnienia do dwutysięcznika :)



Ostatnio po głowie chodzi mi ciągle jedno miłe zdarzenie. Takie naprawdę uszczęśliwiające i motywujące. Konkret: Kopa Kondradzka. Kilka dni temu pisałam o "rudych wierchach" - i muszę się lekko powtórzyć :)

Po pierwsze tamten dzień był bardzo miły ze względu przyjazdu Justyny, która spędza wakacje 70 km od Zakopanego i "będzie odbierać poród". Około południa postanowiliśmy podbić przełęcz kondratowską, ewentualnie wejść na Giewont lub podbić pobliską dolinę. Gdzieś na półmetku drogi na przełęcz czułam, że nie mam płuc :D Dość częsty objaw ostatnich dni heh Metodą 10 kroków i kilka chwil na oddech dotarliśmy do polany. Widok wspaniały: po prawej, kilka chwil dreptania - szczyt Giewontu, za nami w dole - skały i las iglasty, przed nami - wąska i stroma ścieżka do Hali Kondratowskiej, prowadzącej do Kalatówek (i Pustelni Brata Alberta - ale o tym next time) - ścieżka wiła się w dół niczym żmija w piasku. Natomiast po prawej stronie widoczna była skarpa Kopy - niby nic wielkiego, ale nieśmiele założyłam sobie, że w końcu wejdę na jakiś dwutysięcznik Tatr :) Będąc w tym samym miejscu dwa lata temu i wspinając się na Giewont wymyśliłam sobie, że trzeba wejść na Kopę. Wydawała się taka bliska i łagodna...

Udało mi się namówić Dżastę i Ewę by weszły ze mną na ten upragniony dwutysięcznik. Chyba też dały się zwieść złudzeniu tej bliskości i łagodności Kopy. Z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy i opuściliśmy naszych leniwych chłopaków:p widać było dwa niewielkie, łyse wzniesienia - jeden bliżej - mniejszy i drugi dalszy - wyższy. Założyłyśmy, że ten drugi to właśnie Kopa. Zaczęłyśmy wspinaczkę. Na przemian robiło się mega zimno, a potem strasznie gorąco. Metoda 10 kroków zaczęła działać po kilku minutach :D Czasami pod pretekstem zrobienia fotek pięknemu krajobrazowi bądź kępom kwiatków. Trochę poruta iść bez plecaków i zatrzymywać się co chwilę prawda? :) Gdy inni biegną ku górze z plecakami turystycznymi i szybko znikają za pierwszym wzniesieniem.

Po podejściu na drugie wzniesienie, przestało być już w ogóle różowo. Wiało nieziemsko, a mnie nawiedziła niepokojąca myśl: ludzie wspinają się na drugie, wyższe (ostatnie?) wzniesienie i... o dziwo znikają w dół, a na szczycie Kopy (?) nie pozostaje nikt. Hm... Ok. Idziemy dalej. Jesteśmy na górze. Nie jesteśmy na Kopie... Zrobiło się naprawdę kryzysowo - przed nami widniał dwa razy większy szczyt, na którym stał słupek graniczny oraz drogowskazy, pomijając oczywiście turystów... Ewidentnie Kopa. Idziemy dalej? Ani mi, ani Justynie już się nie chciało. Jednak we mnie obudził się duch zdobywcy. Pomyślałam, że skoro jestem tak blisko, to nie mogę już zrezygnować, muszę wejść!!! Głupstwem byłoby wdrapać się aż tutaj, po czym gdy już widzę, że jestem naprawdę blisko, zejść w dół bez próby zdobycia tej góry. Byłoby mi naprawdę żal, że nie weszłam. Poza tym każdy górski szlak traktuję jako pewne wyzwanie, prawdę o samej sobie: jeżeli dam radę, przezwyciężę zmęczenie, a czasami nawet ból, to znaczy, że jestem w stanie wiele znieść, że jestem wytrwała i dążę do celu mimo przeciwności. Widzę start i metę, nie zdobycie wyznaczonego celu, to pewna porażka. Nie lubię porażek.

Co mogłyśmy zrobić w takiej sytuacji? Wdrapałyśmy się na sam czubek Kopy. Ja pierwsza. Niczym żółw lub dromader - zawieszona tuż nad ziemią i dysząca jak stara, parowa lokomotywa :D (Uwaga tu następuje moment kulminacyjny). Podnoszę głowę. Nie wierzę własnym oczom. Jestem na ponad 2000 m n.p.m i widzę Ichtis`a!!!!!!!!!! Zapominam o zmęczeniu. Krzyczę do Dżasty: - Zoooooooooooobacz! Łaaaaaa! Ichtis!!! Jaaaa! Nie mogę! Leciuchno zachowuję się jak wariatka. Podskakuję, pokazuję palcem na chłopaka, który ma na sobie żółtą, tegoroczną koszulkę z Dni Młodych z logiem Ichtis`a.

Podsumowując: jestem w Zakopanem, w Tatrach, na granicy ze Słowacją, na Kopie Kondrackiej (2005 m) i widzę zachwycające zjawisko: naszego fisha :):):) Nic dodać, nic ująć. Czuje się wspaniale. No i jeszcze... ahhh Dżasta, ciągle nie mogę przestać o tym myśleć :)


sobota, 1 sierpnia 2009

Katalog Dobrych Wspomnień


Wraz z rozliczeniem wakacyjnym, co nastąpiło w notce poniżej, pragnę zwrócić się do każdego, kto pisze, czyta, albo ewentualnie wykonuje te czynności w jednej chwili :)
By przetrwać twarde lądowanie w rzeczywistości...

By nie stłumiły naszych wakacyjnych ambicji: widoczne korki w centrum miasta, tłok, szmer, chaos i jeszcze inne dodatki wynikające z mieszkania w mieście...

By nasz entuzjazm nie spadł do poziomu minimum, gdy: zobaczymy jak supermarkety ucinają nam radość z wolności ( tak, tak, już w promocji można kupić wyprawkę dla pierwszaka, tuzin zeszytów w kratkę, w cenie promocyjnej, czyli 10+2 gratis, do tego bloki, tornistry i piórniki, w zależności od upodobania kolorystycznego... A niebawem zostaniemy zachęcani przez butiki do zakupu kurtki jesienno-zimowej, kaloszy, traperków i kozaczków.. Tak by zdążyć przed atakiem meteorologicznym ... ) ...

By pamiętać o szczęściu, jakie wynika: ze wstawania niekoniecznie z budzikiem,.. O szczęściu wynikającym z poznawania nowych miejsc, ludzi, smaków i czego tam jeszcze dusza zapragnie...;)

Proponuję stworzenie indywidualnego KDW - Katalogu Dobrych Wspomnień:)
1. Należy przygotować przynajmniej 4 sztuki czystych płyt do nagrywania. Czynność prosta i przyjemna. Na każdej nagrywamy tą samą ilość zdjęć jakie udało Nam się zrobić podczas wakacyjnych podróży w nieznane. Liczba 4 wynika oczywiście z prostego równania sytuacyjno-zdarzeniowego;) Na wszelki wypadek, gdyby jedna się zawieruszyła, do drugiej podkolegowała się dobra znajoma, trzecia zaginęłaby w pokojowym porządku;) Zastosowanie: płyta nie ulega procesowi przeterminowania, można do niej wracać codziennie, rano i wieczorem. W chwili, gdy dopada nas stres uczelniany, brak chęci do pracy i działania, bądź złowrogi nastrój jesienno-zimowy;)

2. Polecam zakup małego dyktafonu. Chyba, że Twój telefon posiada w swoim asortymencie takie małe cudo. Wypisz na kartce najlepsze wakacyjne wspomnienia, dopisz numery kontaktowe nowych znajomych, na końcu wypisz w podpunktach: a) swoje samopoczucie na wakacjach, b) emocje, jaki Ci towarzyszyły np. podczas wylegiwania się na piasku, wędrowaniu po górskich szlakach bądź kajakowania po jeziorku, c) plany na następny urlop/weekend/ dzień wolny od pracy, nauki, rodzinki, komórki, laptopa itp. ;) I do dzieła! włącz dyktafon, przeczytaj, zapisz, a trzy dodatkowe kopie zachowaj: w szufladzie, w pliku na laptopie i jedno na przechowanie u osoby godnej zaufania- czyli mniej zakręconej niż Ty, by mieć pewność, że Dokument Wysokiej Rangi nie zaginie;)

3. Wspominaj, Wspominaj, Wspominaj. Niech sentymentalizm do dobrych rzeczy nigdy, ale to przenigdy nie utonie, nie zginie i nigdzie się nie zawieruszy:) Gwarantuje napływ dopaminy i wzrost endorfinek szczęścia przez nadchodzące 12 miesięcy:) Tak by wytrwać w dobrym samopoczuciu do kolejnych wakacji :)

p.s. Brak jakichkolwiek przeciwwskazań jeżeli chodzi o użyteczność KDW :)
Ściskam i pozdrawiam gorąco :)